Grupa
Marlena de Blasi, Tysiąc dni w Orvieto. Miłość w Umbrii.
Marlena de Blasi
Tysiąc dni w Orvieto
Recenzje książek kulinarnych

    Tym razem, zgodnie ze słowami autorki, przenosimy się wraz z nią i jej mężem do położonego na "skalnym grzybie" miasta Orvieto, które jest jedyne w swoim rodzaju i jakże niepodobne do miejsc, które odwiedzała już wcześniej. Specyficzne położenie i izolacja spowodowało, że wytworzyła się tam swoista kultura, inna niż w odwiedzanej wcześniej Toskanii. 

 

   Książka ta opowiada o perypetiach autorki związanych z chęcią osiedlenia się w Orvieto. Czytając dowiadujemy się sporo o miejscu, do którego przybyła. Porównuje mieszkańców tej części Włoch z innymi, których poznała już wcześniej w Wenecji czy Toskanii. Tu jest inaczej. Tu ludzie żyją tak jak to miasto na skalnym grzybie - każdy na swojej małej rodzinnej "wyspie skalnej". Są nieufni i nie przyjmują nikogo do swojej wspólnoty, zawsze podkreślają, kto swój, kto obcy. Podział klasowy jest nie do przekroczenia, są uprzejmi, ale nie przyjacielscy, mają opracowaną całą gamę zachowań mających stworzyć pozory bliskości, ale to tylko interes, tylko poza.

 

I oto w takiej atmosferze, w ciągłym czekaniu na remont wymarzonego mieszkania, w gąszczu półprawd i niedomówień rodzi się jednak mała wspólnota złożona z przedziwnych oryginałów, z których każdy jest historią sam w sobie. Istnieją jednak ponadczasowe i ponad terytorialne cechy, które warto poznać zagłębiając się w tę historię. Nie jestem zbytnim znawcą piłki nożnej, ale mam wrażenie, że została tu podana jedna z najlepszych analiz współczesnej włoskiej drużyny narodowej. Palce lizać...

 

   A zagłębiając się w nią nie możemy oczywiście ominąć kuchni, która jest ośrodkiem i centrum małego świata. Cotygodniowy targ, smaki Umbrii, sery, owoce i zioła. Świeżutkie mięso, ryby i owoce morza. Ale rozpoczynając tę czytelniczą przygodę trzeba przygotować się na rozczarowanie - świadomością tego, iż nasze kulinarno - włoskie wprawki są tylko wprawkami. Jak bowiem oddać smak dzikich szparagów dojrzewających w maju nad rzeką za domem? Czym zastąpić smak ziół, którymi obficie obdarowuje ta skalista kraina, a które to zbierają od wiosny mieszkanki Umbrii i hojnie okraszają nimi swe potrawy? Kiedy śledzimy etapy powstawania smakowitego peccorino, czujemy prawie, jak całą noc rośnie ciasto na domowy chleb, rodzi się w czytelniku pewna niechęć do podejmowania działań kulinarnych, bo trudno dosięgnąć ideału. Ale chyba warto zagłębić się w tę lekturę i ten temat, bo może okazać się, że nie tak ważne jest to, co stoi na stole. Ważniejsi są ci, którzy przy nim zasiadają. 

Smacznej lektury.

OCEŃ WPIS

5.0
liczba głosów: 0
BRAK WPISÓW

DODAJ KOMENTARZ